GOOD TALK: Łączy nas naiwność

    Wstajesz rano i masz przeczucie, że to dziś jest ten dzień, kiedy wydarzy się coś dobrego. W poszukiwaniu szczęścia i rozrywki idziesz do kolektury kupić zdrapkę. Przeglądasz wszystkie dostępne opcje, ale omijasz Słoniki za złotówkę i decydujesz się zainwestować trochę więcej kasy. Stawiasz na zdrapkę za dychę, taką ze środka stawki. Może i nie masz największych szans na wygraną, ale liczysz na to, że przeciętna, ale wyżej notowana od najsłabszych zdrapka się spłaci, że w najgorszym wypadku będziesz mógł kupić kolejną. Bierzesz monetę, ubierasz szczęśliwą koszulkę i szalik. Zaczynasz drapać.
Na początku jest całkiem nieźle, lecz z czasem trafiasz coraz mniej. W niektórych miejscach mało brakuje, ale nadal nic nie wygrywasz. Zawiedziony odkrywasz ostatnie miejsce - okazuje się, że nagrody nie będzie.
Dochodzi do Ciebie teraz, że w sumie, to od początku to było bez sensu, bo wiadomo, że szansa na zwycięstwo najdroższych zdrapek jest wyższa i nie opłaca się nawet stawiać na te słabsze. Gdyby chociaż zapewniło Ci to jakąś zabawę, ale nie było nawet żadnej sytuacji, w której wstrzymałbyś na chwilę oddech. Wiadomo, że raz na jakiś czas kupisz kolejną zdrapkę. Znowu nabierzesz się na możliwość zwycięstwa, bo po miesiącu zapomnisz, jak było i znowu rozbudzisz nadzieję. Nadzieję, która w tym przypadku bywa matką głupich. Losowość może doprowadzić do wygranej, ale zazwyczaj pozostawia Cię w czyśćcu naiwności. Dostajesz bowiem za dużo, żeby się wycofać, ale za mało, żeby przestać grać.

Brzmi znajomo? Ja dokładnie w taki sposób widzę dzisiejszą reprezentację Polski. Wcale nie boli mnie to, że dostaliśmy w łeb od zdecydowanie lepszej od nas Portugalii. To, czego nie mogę przeżyć to styl w jakim to się wydarzyło. Dodatkowo konferencje prasowe selekcjonera, którego do tej pory oceniałem bardzo pozytywnie, coraz bardziej wkraczają moim zdaniem w fazę Probierza z Ekstraklasy. Mamy już zakłamywanie rzeczywistości, chwalenie za rzeczy, które się nie dzieją i wydaje się, jakby coraz bardziej zbliżało się do nas widmo doniczki. Ostatnie decyzje podejmowane przez byłego trenera Cracovii również są dla mnie coraz mniej zrozumiałe.

Weźmy na przykład decyzję o zmianie bramkarza. Dlaczego ilość występów miałaby wpłynąć na to, kto stoi między słupkami reprezentacji? Wojtek Szczęsny był zdecydowanym numerem jeden, doskonale wiedział, że nawet jeśli dostanie czerwoną kartkę, pomyli się przy wyjściu czy cokolwiek innego nam jeszcze zafunduje, to będzie ubierał bluzę z numerem jeden i wchodził do klatki w każdym meczu. Powód? Jest po prostu topowym bramkarzem. Ten sam status powinien na ten moment utrzymać Łukasz Skorupski, który był naszym najpewniejszym punktem w meczu z Portugalią. Sadzamy więc na ławkę najlepszego zawodnika poprzedniego meczu, który pokazuje, że jest w formie i nie zawodzi zaufania trenera. Czy to nie dziwna decyzja, żeby w takim momencie, wyjąć z całej tej maszyny, akurat tę jedną zębatkę, do której nie ma czym się przyczepić? Czy nie lepiej byłoby w tej sytuacji budować pewność siebie Skorupa? Jeden rabin powie tak, drugi rabin powie nie - z Chorwacją zagra Marcin Bułka. Może będziemy co mecz rotować bramkarzami, tak żeby żaden z nich nie zanotował zbyt wielu występów? Szkoda, że nie będziemy rotować Kamilem Grabarą, który z jakiegoś powodu nie został zaproszony na kolejne zgrupowanie. Nie mam pojęcia, dlaczego powołania w jego miejsce dostaje Bartłomiej Drągowski. Przepraszam, może uściślę - nie mam, ze sportowego punktu widzenia, pojęcia, dlaczego powołania dostaje bramkarz Panathinaikosu. Z całym szacunkiem dla Mrozka, a już szczególnie dla Trelowskiego, to nie są nasi bramkarze numer trzy i cztery. Znalezienie się na liście powołanych jest dla nich oczywiście ogromnym sukcesem. Sporządźcie jednak listę najlepszych bramkarzy, którzy nie przeszli na reprezentacyjną emeryturę. Gdzie macie Mrozka i Trelowskiego? Za czy przed Grabarą? Czy rzeczeni panowie wyprzedzaliby w Waszym rankingu Radosława Majeckiego? Oczywiście, gdyby nie kontuzja. Kacper Trelowski to Waszym zdaniem lepszy bramkarz od Mateusza Kochalskiego, czy może beneficjent dobrego systemu defensywnego Rakowa? Bartek Mrozek to bardzo solidny golkiper na standardy Ekstraklasy, ale nawet jeśli powinien dostać powołanie, to tylko i wyłącznie jako bramkarz numer cztery. Paradoksalnie, nie ma jednak o co toczyć piany, bo przecież na tej pozycji jesteśmy raczej zabezpieczeni, niezależnie od tego, kto wyjdzie na boisko. Taka sytuacja w naszej kadrze to jednak anomalia.

Nie wytrzaśniemy spod ziemi trzech klasowych stoperów, więc jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Apeluję tylko, o obejrzenie Jana Bednarka w akcji, zanim wydamy wyrok, jaki jest beznadziejny, bo czasami naprawdę jest naszym najlepszym obrońcą. Przypominam, że z dużą dozą prawdopodobieństwa zobaczymy ponownie Kubę Kiwiora w wyjściowym składzie. Z zawodnikiem Arsenalu jest trochę tak, jak z fasolkami wszystkich smaków - raz tort urodzinowy, a raz brudna zmywarka. Nasze problemy obronne, pewnie nie byłyby tak widoczne, gdybyśmy mieli środek pola z prawdziwego zdarzenia. Tymczasem Kuba Piotrowski opuścił zgrupowanie, nie mamy Bartka Slisza, a Jakub Moder nie powinien być na zgrupowaniu. Czy zobaczymy znowu Maxiego Oyedele? Jest to możliwe, na pewno nie chciałbym, żeby zawodnika Legii spotkało to samo, co Mateusza Bogusza. Okej, rozegrał z Portugalią taki mecz, że równie dobrze mogłoby go nie być na boisku. Zawalił krycie przy bramkach, często truchtał bez celu i nie pokazał progresywnych podań. Piłeczka przychodzi i cyk, do najbliższego. Tylko że jeśli widzimy w nim potencjał, jeśli ten chłopak ma być przyszłością naszej kadry, to musi grać, musi dostawać szansę. Będzie popełniał błędy, a jeśli będzie się też na tychże uczył, to jest to korzystne dla polskiego futbolu. Dajmy mu czas, ale dajmy ten czas także Boguszowi. Chciałbym, żeby oboje zagrali w rewanżowym spotkaniu ze Szkocją. Widzę też miejsce w składzie dla kolejnego z młodych gniewnych.

Krótkie, ale intensywne wejście zanotował Michael Ameyaw w meczu z Portugalią. Jeśli kadra jest poligonem doświadczalnym, to dlaczego nie spróbujemy byłego zawodnika Piasta na wahadle? Przemek Frankowski wygląda słabo, Kuba Kamiński wyglądał słabo. Ameyaw jest na zgrupowaniu, ja pozytywnie oceniam jego debiut. Poza tym to bardzo inteligentny piłkarz i człowiek. Nie mam wątpliwości, że Michael zasługuje na szansę od pierwszej minuty. Nie do ruszenia jest oczywiście Nicola Zalewski - jeden słabszy mecz nie zmienia tego, że zapracował na swoją pozycję. Chciałbym zobaczyć też zmianę w formacji pomocy. Kacper Urbański bezapelacyjnie ma miejsce w pierwszej jedenastce reprezentacji. Ustawiłbym tego chłopaka, jako podwieszonego pod Robertem Lewandowskim, zostawiając niżej parę Zieliński-Szymański. Świder w tym ustawieniu wraca na ławkę. Tak wyglądałaby jedenastka, którą chciałbym zobaczyć z Chorwacją.

Wybory personalne to jedna sprawa, ale czy zmiany w jedenastce przyniosą w ogóle efekty?

Wiecie, do czego zmierzam, prawda? Niezależnie od tego, kto wybiegnie na Stadionie Narodowym od pierwszej minuty - mamy problem. Widzieliście z Portugalią wolę walki tej drużyny? Ja nie zauważyłem, żeby zawodowi piłkarze, którzy reprezentują swoje narodowe barwy, wykazali się inicjatywą do wygrania tego spotkania. Wynik 0:2, który jak wszyscy doskonale wiemy, należy do najniebezpieczniejszych w futbolu, dla mnie wydawał się rezultatem 0:5. Polacy wyglądali tak, jakby chcieli ten mecz po prostu dograć, a nie wygrać. Przypadkowa bramka i cyk, pyk! Zakotłowało się, bo poczuli szansę. To nadal nie były jednak huraganowe ataki, od których Portugalczycy musieliby się bronić w pocie czoła. Ot, parę okazji zagranych na alibi. 

Bardzo cieszę się, że nie wygraliśmy  ani nie zremisowaliśmy tego meczu. Michał Probierz ma rację - wtedy narracja byłaby inna, a negatywne wrażenie jest prawdziwe i nie zakłamuje rzeczywistości w przeciwieństwie do konferencji selekcjonera. Liczę, że chłopaki pokażą wolę walki z Chorwacją, że zobaczymy to mityczne "jeżdżenie na tyłkach". 

Tak samo, jak przy zdrapce - zdążyłem już zapomnieć, o tym, że mam nie robić sobie nadziei, że szanse są, jakie są. Idę do kolektury, zakładam koszulkę i pełen emocji drapie com kupił. Szansa jest zawsze, więc może się uda. Zapewne po meczu, wyjdzie jednak moja naiwność i będzie się trzeba znowu zastanawiać, dlaczego to wygląda tak, a nie inaczej. Bo łączy nas nie tylko piłka. Wszystkich nas łączy naiwność. Naiwność, że ta kadra może być dla nas czymś, czym nie jest. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Najbardziej utytułowane zespoły na peryferiach futbolu #1 - Europa

GOOD START: Zapowiedź 15. kolejki Ekstraklasy

Pucharowe szaleństwo - żółtodzioby na kierownicy